Po drodze

Ostatni rok to na pewno szmat drogi. Tej przewędrowanej w poszukiwaniu czegoś, co atrakcyjne, nieodkryte, dostarczające wrażeń… A gdyby tak ktoś przysłonił oczy i nagle wszystko wokół przestało być ważne? Gdyby nie wiedzieć, czy cokolwiek się znajdzie, a w skrajnych przypadkach może i nie wiedzieć tego, czy czegokolwiek się szuka? Gdyby to sama droga była celem, a przy tym zmaganiem z samym sobą, które – tak dosłownie – zwala z nóg?

Droga, o której mowa może być jednym z wielu odcinków przebytych już w życiu – o tej bieszczadzkiej, wielkopiątkowej drodze nieco poniżej. Ta ostatnia jednak to dla mnie EDK Wrocław-Ślęża. Droga ekstremalna. Psychicznie i fizycznie. W ciemności tylko nieco mniejszej niż mrok, który ogarnia, gdy czegoś się bardzo boisz.
Z planem jej pokonania jest tak, że to tylko ostrożne założenie. Z początku drogi jedyne, czego jestem pewien, to chęć jej pokonania. Więcej nie jestem w stanie wiedzieć. Być może to wszystko to tak naprawdę tylko dla sportu – bo długo i pod górę, bo w nocy? Musi wystarczyć poczucie, że to bardziej swego rodzaju szansa dla ducha, a nie zagrożenie dla ciała.

Człowiek wyzwań to też człowiek, ale inny człowiek. Nazywamy go indywidualnością. Wyróżnia się tym, że nie tyle rzeczywistość wpływa na niego, ale on ma wpływ na rzeczywistość.

https://www.facebook.com/WROCLAW.EDK
https://www.facebook.com/WROCLAW.EDK

Startuję z marszu
– jak to często bywa do większości wyzwań nie ma szans się przygotować. Nie dośpisz, nie dojesz, nabawisz się nieprzewidzianych kontuzji, zachorujesz… Może zwyczajnie zabraknie tchu. Nie będzie jednak lepszego czasu, który uczyniłby wszystko łatwiejszym. Nie zamienisz tej sobotniej nocy na niedzielny poranek.
Choć często przytłoczony, samotny, niepewien powodzenia, to masz być gotów podjąć wyzwania. Motywacja to coś dla cierpliwych, przychodzi z czasem – to zmęczenie wędrówką, skraj wyczerpania jej dostarcza.

Mija dobra godzina,
idziesz piąty kilometr, to nawet nie półmeten pięćdziesiątki, która wybije u celu. Na horyzoncie nawet nie tli się kolejna stacja, a z nim chwila odpoczynku. Przestajesz być czujny, skoro tej drogi nie możesz sobie urozmaicić rozmową, jakimś rozluźnieniem. Cisza przytłacza, wraz z nią włącza się automatyczne parcie do przodu. Chciałbyś sobie odciążyć wędrówkę stąpając po czymś bardziej miękkim niż asfalt, tymczasem zasypiając potykasz się o kępy trawy. Dochodząc wreszcie do przystanku zaglądasz do książeczki z rozważaniami i trafiasz w samo sedno. To, co Ci towarzyszy, nie jest w żaden sposób oderwane od tego, z czym zmagał się przed rokiem ktoś, kto napisał doświadczenie o upadku.

Znajdujesz siły,
żeby powstać. Przekraczasz siebie ucząc się pokory. Powtarzasz sobie, że ktoś na Ciebie liczy, dla kogoś stajesz się silniejszy. Cała noc to dużo czasu na modlitwę, wyciszenie i spotkanie z Bogiem.

https://www.facebook.com/WIO.EDK
https://www.facebook.com/WIO.EDK

Wiara w tajemnice Wielkiego Tygodnia, to nie tylko naprędce utrafione kazanie, z którego wyłuskuję jedynie pełne otuchy słowa. Dobrze, że jesteś… skoro jesteś, bo jesteś ten raz do roku bardziej skupiony niż zazwyczaj? Nikt Cię nie zdyscyplinuje, jeśli nie zrobisz tego sam, a surowe doświadczenia, pobycie sam na sam z krzyżem, na pewno temu sprzyja.


w drodze na Tarnicę
Historia krzyża na Tarnicy sięga 1987 roku, kiedy grupa turystów z Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Rzeszowie potajemnie wniosła na szczyt elementy 6,5-metrowej konstrukcji. Upamiętnieniono w ten sposób wędrówki Jana Pawła II po Bieszczadach oraz jego trzecią pielgrzymkę do Polski. Wkrótce stał się celem wielkopiątkowych pielgrzymek.

Jak w całej Polsce, tak i w Bieszczadach, Wielki Tydzień obfituje w doświadczenie drogi. Ta droga prowadzi dziś na Tarnicę w warunkach wcale niełatwych. W góry wróciła zima, a pielgrzymka – bo tak można określić zgromadzenie ponad 2 tys. osób, które podejmują trud wejścia na wysokość 1346 m n.p.m. – jest patrolowana przez ratowników GOPR.

W czwartek w dolinach
słupki termometrów wskazały -2 stopnie, w rejonie Ustrzyk Górnych leży 8 cm śniegu, w wyższych partiach nawet 25 cm. Zagrożenie lawinowe wzrosło z I do II stopnia. Wiatr w porywach dochodził nawet do 90 km/godz. Choć aura, jak na okres wiosenny wydaje się nieprawdopodobna, to huraganowy wiatr i mróz już niegdyś sprawiły, że sople na krzyżu na Tarnicy tworzyły się nie pionowo, ale poziomo – wspominają pielgrzymi-weterani.
Wszystko odbywa się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem – zdarza się, jak dwa lata temu, że załamanie pogody nie pozwala dojść na szczyt. Pokora pozostaje najważniejsza.

Wielkopiątkowy czas ma niestety również swoją tragiczną historię. Zaginiona w Bieszczadach 25-letnia turystka została znaleziona martwa. Dziewczyna wyszła w góry przez Rozsypaniec i Halicz z zamiarem przejścia przez Tarnicę i zejścia do Wołosatego zaskoczyło ją jednak załamanie pogody. Dzwoniąc do ratowników powiedziała, że jest jej bardzo zimno, usiądzie pod świerkiem i zaczeka na pomoc – relacjonował Edward Marszałek, ratownik GOPR.Kobieta jednak poszła dalej i zboczyła ze szlaku. – Gdyby została, to prawdopodobnie udałoby się nam ją uratować. 25-latka zaczęła się rozbierać, co oznacza, że była w stanie w mocnego wychłodzenia.


Czytając to dzisiaj, jeszcze bardziej działa na myśl fakt, że w każdej, nawet z pozoru najbardziej przyjemnej, najlepiej znanej formie wędrówki, może zastać nas zaskoczenie, a historia potoczy się zupełnie inaczej, niż to przewidywaliśmy. Co tym bardziej wstrząsa, to znajomość tego szlaku z własnego doświadczenia. Dziewczyna znała Bieszczady bardzo dobrze, pracowała w Bacówce pod Małą Rawką, górska wędrówka była dla niej codziennością. Ten mrok tym razem nie dał się pokonać, ale być może choć jednej osobie trafiącej dziś na tę wzmiankę, uda się go w przyszłości przezwyciężyć i uniknąć tragedii…


Zobacz też inne testy oraz ciekawostki beskidzkie

banner