Góry i ludzie, wędrówki z plecakiem, piękne widoki i schroniskowe bazy zawsze szeroko otwarte dla zdobywających Bieszczady
Niepowstrzymana komercjalizacja Bieszczad nieco mnie przeraża i zasmuca – aura tajemniczości już dawno opuściła połoniny, a kebab można kupić chyba w każdej wiosce. Ilość turystów rośnie, a więc wzrasta także i zapotrzebowanie na „bieszczadzkie” towary.
Bieszczadzka Wytwórnia Piwa ma całkiem spory asortyment. Na szczęście, nie ma w nim pozycji znanych z dużych browarów przemysłowych – czyli głównie wodnistych, pozbawionych smaku lageroidów. Ja miałem okazję skosztować 4 piw: Rejwach na Kazimierzu, Dwa Misie, Megaloman oraz Deszcz w Cisnej.
– BelgianSummer Ale, muszę przyznać jest piwem dość przyjemnym, raczej lekkim. Zbliża się lato, więc śmiało można w nim szukać orzeźwienia, chociaż przy końcówce lekka kwaskowość była już nużąca. Piwo miało cieszący oko kolor, za to zapach do mnie nie trafił. Gdybym miał oceniać w skali, to 7-/10 wydaje się być uczciwą notą.
– BelgianStrong Pale Ale, chyba raczej niedźwiedzie 😉 Piwo znacznie cięższe w smaku niż poprzednik, wzrasta również zawartość alkoholu, lecz nie jest odczuwalna jako wada podczas spożywania. Raczej nie gustuję w mocnych piwach, tak też w tym przypadku jedna flaszka Misiów, tak „na spróbę”, jest OK, ale drugiej bym po niej nie otwierał. Piwo przyzwoite, ale nie zaskakujące niczym specjalnym. 5/10 jeśli o mnie chodzi.
– American India Pale Ale, tu spoczywały me największe nadzieje, bowiem IPA i jej wariacje są mymi ulubieńcami jeśli chodzi o browarnictwo. Szczególnie amerykańskie odmiany chmielu zwykły cieszyć me podniebienie. Nie zawiodłem się, ale też i nie podskakiwałem z radości, Megaloman bowiem okazał się smacznym piwem, ale nie mogę powiedzieć, że odbiegał od średniej tego gatunku. Na rynku są lepsze piwa typu AIPA, ale są i gorsze. Myślę, że mogę dać 7/10, ale tylko dla tego, że mam słabość do gatunku, inaczej pewnie wystawiłbym 6/10.
– Smoked Brown Ale, na koniec taki rodzynek. To piwo z pewnością najbardziej kojarzy mi się z Bieszczadami, a to z dwóch powodów. Po pierwsze – w nazwie jest ukochana Cisna, a w mej, subiektywnej przecie, ocenie sam ten fakt już działa na plus. A po drugie – jak tylko otworzy się butelkę, to do nosa trafia zapach (ta da da dam) rolady ustrzyckiej, czyli wędzonego sera 😀 Miałem już kiedyś styczność z takim dymionym piwem i wtedy też zwróciłem uwagę na ten zapach – nie do pomylenia z niczym innym. Co do smaku, to już zależy od odbiorcy, niektórzy lubią takie wynalazki, a inni nie. Dla mnie, jako piwna ciekawostka, było OK. 7/10.
Na koniec tylko pewne wyjaśnienie. Niektórzy mogą uważać, że oceny są zbyt surowe. Proszę wziąć po uwagę, że oceniam je w skali piw nieprzemysłowych. To oznacza, że produkty KP, GŻ i tak dalej nie tylko nie znajdują się na dnie tej skali. One nawet, stojąc sobie wzajemnie na plecach, nie dadzą rady zapukać od spodu. Piwa z Ursy Maior mogę polecić, szczególnie zapaleńcom wszystkiego co bieszczadzkie.
Mops&Hops i jego recenzje na blogu Wesołe Bakłażany.