Zostanę przewodnikiem

Zostanę przewodnikiem górskim, przewodnikiem beskidzkim

– pomyślałem wiosną zeszłego roku. To tak wspaniale odmienne od mojego zawodowego informatykowania. Nie wytrzymałbym tak bardzo siedzącego zajęcia bez tej odmienności, jakiej dostarczył choćby kurs przewodnicki. Postawienie się w zupełnie innej roli, bliżej ludzi, a nie przed ekranem. Opowiadanie im ciekawej historii, doświadczenie jakiejś przygody…

panorama
Panorama z Lutowisk na Bieszczady i Góry Sanocko-Turczańskie, czyli moja pierwsza panoramka.
W miejscu, w którym już byłem, z widokiem na to, co znam, a jednak nieco trudno. Fot.: Spójrz przez okno

Pomyślałem, że to taki sposób, by to “gdzie” – a nie jedynie “byle w góry” – miało znaczenie i by wiedzę zacząć sobie porządkować. A z tymi Beskidami to dla poznaniaka za każdym razem był nie tyle wypad, nie wycieczka, a prawdziwa wyprawa.

Tych motywacji

trochę się nazbierało. Gdy spojrzałem na listę przymiotów, którą powinna pochwalić się osoba opiekująca się grupą, wiedziałem, że roboty jest dużo. Nie powiem, nic tak nie motywuje. O ile organizacyjna nieporadność została pokonana nieco wcześniej, a o brak troski czy zaangażowania również nikt by mnie nie podejrzewał, to została jednak moja mała stanowczość. Tyle z cech charakteru.

Polubiłem krakowskie poranki

– tak nieludzko wczesne, dla kogoś, kogo dzień budzi w przyjemniejszym miejscu, niż w przemyślaninie. Odstawiajac mapę mogłem pobyć turystą na całego, wykorzystując jedynie wskazówki współpasażerów, czy też polegając na miejscowych, poratowanych już pierwszą tego dnia kawą. Ostatnia możliwość bycia nieco niezorientowanym! Szybko celem przestała być Galeria Krakowska czy krakowski rynek, a ze swoim górskim ekwipunkiem zacząłem atakować kopce.

Na Ukrainie, w drodze na najwyższy szczyt Bieszczadów - Pikuj
Na Ukrainie, w drodze na najwyższy szczyt Bieszczadów – Pikuj. Fot.: Spójrz przez okno

Tyle dobrego – dalej już zawsze zaczynały się góry i musiałem sobie powtarzać – Mateusz, orientuj się! Na autokarówce, na szlaku… – tak sam dla siebie, czy dla kogoś. Orientuj się na tyle, by w środku nocy przypomnieć sobie, jakiego koloru szlak prowadzi z Lipnicy Wielkiej do Winiarczykówki. No, przesada, ale jednak w toku filozoficznych wynurzeń toczących się nocą w schroniskach, możnaby jednak potrafić na trzeźwo ocenić szlak i gotowość jego przemierzania nazajutrz.

O faktach

takich jak powyższy nie podysktujesz na egzaminie, ale możesz spróbować zagadać. I tak właśnie gawęda przewodnicka wyjrzała z listy wymagań. Cóż w moim wydaniu nie brzmi ona zbyt dobrze, a czarowanie spokojnością, pięknem i samotnią miejsc, do których zaglądamy, nie zawsze się uda – lista zabytków, do których po drodze, jest nazbyt długa.

Na tle Pienin
Na tle Pienin. Fot.: Spójrz przez okno

Oprowadzałem po miejscach, w których w większości przypadków byłem po raz pierwszy – ot, choćby po cerkwi w Jaworkach, czy po Nowym Sączu. Opowiedziałem nieco nieskładnie o Rusi Szlachtowskiej, wydukałem nieco o akcji Wisła, katastrofach lotniczych w Gorcach, czy Państwie Muszyńskim. Beskidów uczyłem się najczęściej dopiero w podróży, choć biblioteczka przewodników na mojej półce rosła z każdym kolejnym zjazdem.

Cóż, spośród zestawu: historia, przyroda, etnografia, z których to dziedzin wypada spojrzeć na sprawy w większym kontekście, wybieram opcję: żadne z wymienionych. Uratować może mnie tylko geografia.

Panorama z Połonin
Panorama z Połonin. Fot.: Spójrz przez okno

Bycie przewodnikiem,

to dla mnie pokazanie wędrówki, jako narzędzia, by coś zrobić ze swoim życiem. By zainspirować w nim jakieś zmiany, by komuś pokazać, że w górach może poczuć się wcale nie mniej bezpiecznie, niż w tej doskonale przez siebie znanej, miejskiej przestrzeni. By potrafić zrozumieć zupełnie inne potrzeby, niż te, którymi karmi nas codzienna pogoń za czymś, czego nawet sami do końca nie potrafimy określić. Osobiście, choć w Beskidy mam kawałek, czuję się tam już bardzo u siebie. Zwyczajnie pojawia się może nie tyle więcej odpowiedzi, co mniej pytań.

Beskid Niski, Lackowa (997m n.p.m.)
Beskid Niski, Lackowa (997m n.p.m.)

Myślę, że jeśli ktoś górskiego przewodnika – rodziców, grupy znajomych – w swoim życiu nie miał, a wyjazd potraktuje jako wycieczkę z przypadku, w miejsce “do zaliczenia”, bez doświadczenia drogi, z pewnością nieco na tym straci. Pozostanie indywidualistą, mającym swoje wielkie podróżnicze cele i przygotowany jedynie na zaspokojenie własnych potrzeb. Tymczasem mi na szlaku imponować będzie zawsze ktoś, do kogo mogę się zwrócić, z kim możemy się wzajemnie podbudować.

Choć zawodowo u mnie nic się nie zmienia – do samej możliwości tytułowania się przewodnikiem beskidzkim droga długa – to jednak przebytej drogi wciąż więcej i własna życiowa ścieżka uległa nieco naprostowaniu. Czasu na opisywanie każdego wyjazdu na bieżąco nie było jednak zbyt dużo, zatem żeby poczytać, jak wyglądały zjazdy, odsyłam na stronę koleżanki z kursu, Spójrz przez okno.
 

Zobacz więcej: tutaj zastanawiałem się, kim jest wędrowiec, a w tym miejscu zachęcam do wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim!

banner